wyrazu i ognia, jak się mówi zwyczajnie. Choć może byłoby właściwiéj, jak uważa pewien niemiecki fizijolog, mówić w podobnym razie, że oczy pełne są wody niż ognia; co nawet lepiéj-by usprawiedliwiało i poetyczne porównanie oczu do dijamentów: bo i te ostatnie tém są piękniéjsze, im więcéj w sobie zawierają wody. Ale z drugiéj strony, wyznać należy, że i to powszechnie przyjęte wyrażenie: blask oczu, ogień oczu, ma też swoję zasadę: bo nic bardziéj nie wyczerpuje i nie trawi sił żywotnych, nad ten ognik oczu, zgubny i zwodniczy, chociaż tak pożądany. Supponuje on zawsze, to jest, każe się domyślać jakiegoś niszczącego, wewnętrznego płomienia, i z tego względu przyrównałbym go do wulkanu! —
W ciągu téj dyssertacii, za którę zacałowałbym kochanego doktora, wychylił on parę szklanic pończu, poczém bardzo naturalnie znalazł, że mam puls mocno podniesiony; powtórzył więc raz jeszcze swoje wyborne przestrogi, abym się zachował jak najspokojniéj, unikał silnych i nagłych wrażeń, i przedewszystkiém pathemata animi trzymał na wodzy; a w nagrodę przyrzekał mi, że jeśli nie za dni kilka, to najdaléj już za tydzień, za drugi,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/97
Ta strona została skorygowana.