Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/102

Ta strona została uwierzytelniona.

cały — a ciebież tu jaka nieszczęśliwa gwiazda przyniosła? Ażali ci życie nie miłe? Jam już przeklął losy moje za to, że mnie krewny tu sprowadził. Po cóż ci było do tego bałwochwalczego wlec się kraju? a co ty poczniesz? a toć lud na nas wre, a studenciby przez ulicę przejść nie dali, gdyby protestanta przewąchali.
Tilius nie wiedział sam co odpowiedzieć, wskazał na wojewodzica.
— Mamy my tu, prawda, takich co nas protegują i osłaniają, mówił dalej mały, a no oni sami kryć się i z głowami uchodzić muszą, a jest już nas tu więcej nawracających, niż tych coby się nawracać dali.
Tilius zżymał ramiony, gorąco mu było. Zbliżali się właśnie ku Pannie Maryi, przy której ścianie wystawiony krucyfiks świeczkami i lampami gorzał cały, a mnogi lud na klęczkach, na bruku i słocie, na głos śpiewał pieśni pobożne.
— Tu — zawołał mały — miej się do czapki, czy chcesz czy nie chcesz, bo nas bałwochwalcy ukamienować gotowi.
To mówiąc sam zdjął z głowy biret, a Tilius rad nie rad czapkę też zrzucił i milczący przeszli wśród tłumu, którego pieśń szeroko w ulicy i rynku się rozlegała.
Widok tej pobożności gorącej, szczerej,