Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/103

Ta strona została uwierzytelniona.

jakiej już od lat wielu w Niemczech rzadko gdzie spotkać było można, sprawił na Niemcu wrażenie dziwne. Ogarnął go przestrach i żal niezmierny, iż cichą Wittenbergę porzucił. Poszeptawszy z towarzyszem i ciągnąc go za sobą do gospody, Tilius sunął się już za wojewodzicem piechotą. Tu w rynku też zatrzymała się kolebka kasztelana i Janusz też z konia zsiadł. Niemcy rozwiedziawszy się tylko, kędy szukać mieli Janusza, oba razem zanurzyli się w tłumie i zniknęli; czemu i on wielce rad był, bo tu dopiero poczuł i zrozumiał, jak niemiłego dobrał sobie towarzysza, i więcej niż kiedy pozbyć się go postanowił.

VI.

W głębi wielkopolskich lasów leżał Rochów, stara sadyba i gniazdo rodu Rochitów, z których wojewoda pochodził.
W połowie szesnastego wieku, której sięga opowiadanie nasze, nie było nigdzie, krom miast wielkich, tego przepychu i zbytku, jaki później pańskie dwory i domy Rzeczypospolitej odznaczał.
Dobrze ktoś nazwał ówczesną Polskę obozem wielkim rycerstwa. Nieprzyjaciel często sięgał dawniej w kraju wnętrzności; za Zygmunta dopiero starego większego nieco