Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/104

Ta strona została uwierzytelniona.

spokoju zażywać kraj zaczął, ale to obyczaju nie zmieniło. W drewnianych po większej części dworach szlachta się najzamożniejsza mieściła, nie budując na wiekuistość, nie rozkładając zbytnio; bo często od Tatara uchodzić było potrzeba, a sam pan domu wczasu używać nie mógł nigdy: albo na koniu siedział, lub sejmował.
Rochów należał do niewielu wyjątkowych grodków, które z dawnych bardzo czasów pozostały. Była to murów garść rzucona na pagórku nad rzeczką i stawem, które w okrąg drzemiące, czarne otaczały lasy. Tuż pod górą zamkową, na podzamczu, skupiła się mała mieścina, w której tylko wieża kościołka nieco wynioślejsza, z poza drzew nad dachy szarych domostw się wymykała.
Starego zamku nie przerabiano na sposób nowy. Mury jego dziś już były prawie niepotrzebnymi, a co wpośrodku ich stało, prostemu obyczajowi starczyło. Na spodku pagórka rosły lipy i klony obejmując mury do koła.
Pańska to była rezydencya, bo wojewoda liczył się do najzamożniejszych w Rzeczypospolitej, ale majętnością swą na okaz nie szafował. Mnogie na okół włości należały do Rochowa, niby małe państwo stanowiącego; lecz dochody ówczesne szły albo do kufrów zamczystych na czarną godzinę, na potrzeby