Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/11

Ta strona została uwierzytelniona.

i popatrzał na młodzież, ani się myślał do niej zbliżyć, ani bardzo ciekawił za nią.
Kamienica, na której stopniach obrał sobie spoczynek wieczorny, była wązka od czoła, mała, dosyć wysoka, lecz jedna z najozdobniejszych w rynku. Cały dół, aż do drzwi, u których wnijścia siedział chłopak, zajmowało wielkie okno, znać sklepowe, już żelaznemi okiennicami zasłonione. Ponad niem, na żelaznym pręcie, stał z drzewa wyrzeźbiony, złocony puhar misterny, który złotnika oznajmywał.
Na pierwszem piętrze węższe trzy okna, z ołowianemi szyby i żelaznemi balaskami u dołu, zielenią i kwiatami ubrane były. Nad niemi w murze, wśród figlów i rzeźb kamiennych, wyryty był ogromny pierścień i rok 1496. Jeszcze wyżej mniejsze trzy okienka stały ciemne, a nad niemi dwa, już w szczycie, świeciły czerwono.
Cisza i spokój panowały koło domu, ani się żywa dusza pokazała w jego oknach, ani ruszyło co w głębi. Ostatni promyk słoneczny padał właśnie na szczyt i dozwalał przypatrzyć się pięknie odnowionej facyacie, której szczyt zdobiły piramidy, globusy i foremne wyginania.
Wszystko to zresztą znamionowało dostatniego gospodarza, bo i zamknięte drzwi całe