Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/117

Ta strona została uwierzytelniona.

tym co się z dawną w sercach wiarą zachowali, jak szukać sobie jakiegoś przytułku. Wystawiono więc na prędce szopę za miastem, do której ksiądz staruszek z nabożeństwem wynieść się musiał.
Wojewoda gdy się o tych wypadkach dowiedział, słał do brata, a później sam do niego umyślnie jechał, aby plagę tę odwrócić; lecz zastał pana pisarza tak opętanego wymową i zręcznymi argumentami Zaranka, iż przerażony kacerstwem, zgryziony, uciekł z jego domu nic nie sprawiwszy.
Popędził w ślad pisarz za bratem, aby go przejednać, tłumacząc mu się ze swojego postępowania tem, iż wolę parafian i sumienia ich szanował; a że człowiek był w gruncie dobry, choć słaby, zaklęciami i łzami wojewodę złamał i zgoda w rodzeństwie nie została zachwianą. Na jedno tylko nie zgodził się Rochowski pan, to żeby Zaranek, jak pragnął, sam dla wytłumaczenia się do wojewody przybył. Zakazawszy najuroczyściej, aby noga jego na gruncie Rochowa nie postała, a szlachcie opublikowawszy, żeby do kacerskich nabożeństw i nauk do Zalesia się nie udawała, zamknął się u siebie pan wojewoda.
Łatwiej mu wszakże było w Rochowie się odgrodzić od zarazy, niżeli jej między panów braci nie puścić. Łaknęły umysły nowości tych,