Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/123

Ta strona została uwierzytelniona.

W istocie on to był, — z bijącem sercem zbliżał się ku staremu zamkowi i więcej strachu niż radości doznał, ujrzawszy te mury.
Wspomnienie tylko matki uspokajało go i rzeźwiło, na myśl o niej żywiej biło mu serce. Zwolnili kroku koniom, choć Józiak się wyrywał i oczyma łez pełnemi spoglądał na grodek Rochowski.
Byli jeszcze o dobry kawał drogi od niego, gdy ich już oczy wojewody i kilku ze dworu poznały. Podstarości, który trafunkiem na górnem piętrze w bramie się znajdował a miał wzrok doskonały, pierwszy zoczywszy przejeżdżających, zbiegł ze wschodów i nie obrachowując co czynił, do wojewodzinej pośpieszył.
Zastał ją siedzącą nad robótką, zamyśloną tak, że go przybywającego nie posłyszała, z oczyma łez pełnemi. Gdy ujrzała podstarościego stojącego przed sobą, zawstydziła się i łez swych i zatopienia w myślach; prędko otarła oczy i uśmiechnęła mu się z za łez z dobrotliwym tym twarzy wyrazem, który umiała zachować przy największej nawet boleści.
Skłonił się nizko stary.
— Z czem przybywasz, mój przyjacielu? — zapytała nie domyślając się nic — czy cię wojewoda przysyła?
— Sam przybyłem i mam nadzieję, z wesołą