Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/124

Ta strona została uwierzytelniona.

nowiną — rzekł podstarości ponawiając ukłon. Możem się omylił, lecz mi się zda, że nasz panicz... przybywa.
Na te słowa porwała się z siedzenia wojewodzina i padła na kolana u krzeszła, naprzód zaczynając od modlitwy. Wstała natychmiast drżąca, nie mogąc przemówić słowa i usiłując pohamować wzruszenie, które głos jej odbierało. Położyła rękę na namulanej dłoni podstarościego, cicho, złamanym głosem odzywając się:
— Gdzież jest? widziałeś go? gdzie? — A oczy jej szukały dokoła.. jakby wnijść miał.
— Poznałem panicza naszego i Józiaka na gościńcu, lada chwila tu być powinni.
Wojewodzina trzęsła się cała.
— Dałeś znać wojewodzie?
— Nie śmiałem, — rzekł podstarości — ani mi się godziło może, przyszedłem tu tylko.
— Bóg ci zapłać, dziękuję, mój stary — rzekła po cicho wojewodzina i siadła znowu nie mogąc się utrzymać na nogach.
Właśnie w tej chwili zatętniało w bramie. Janusz blady, z bijącem sercem wjeżdżał w nią, a pacholik wojewody poznawszy przybywających pobiegł do starego z oznajmieniem. Zastał go w pośrodku izby stojącego w milczeniu.
Zimno przyjął nowinę i chłopca odprawiwszy