Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/126

Ta strona została uwierzytelniona.

— Posłuszeństwo nad naukę lepsze, — odezwał się ojciec.
— Jeślim zawinił, mimo mej woli, proszę o przebaczenie, — rzekł wojewodzic. Stary milczał.
— Wina jest większą niż się wam zdaje, — począł wojewoda, — władza rodzica jest zlaną od Boga, nieposłuszeństwo ojcu niczem, ale obraza Boża grzechem. Także poczynasz waszmość życie?
Janusz spuściwszy oczy milczał.
— Rozmówimy się o tem dłużej swojego czasu — rzekł wojewoda — matce waszej przyczyniłoby to zbyt wiele boleści do niepokoju jakiego doznawała, gdybym surowym się, jak powinienem, okazał. Zostanie więc sprawa między nami dwoma, o czem nikt wiedzieć nie ma. Teraz idź waszność pozdrowić matkę i z nią razem wracaj tu, abyśmy przed obrazem Chrystusa, opiekuńczym domu naszego, podziękowali Bogu za powrót syna — acz marnotrawnego i nieposłuszeństwem skażonego.
To mówiąc coraz bardziej poruszonym głosem, wojewoda na drzwi wskazał. Ręka mu się trzęsła i głos także.
Janusz skłonił głowę, zwrócił się, wyszedł. Dopiero gdy się drzwi za nim zamknęły, stary odetchnął, jak gdyby wielki ciężar mu spadł z piersi, poszedł zwolna do okna i poczuwszy zimny pot na skroni, otarł go dłońmi obiema.