Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/131

Ta strona została uwierzytelniona.

Staruszek ksiądz zadał kilka pytań o Krakowie i co było słychać o królu, który podówczas się nie znajdował w stolicy; matka wtrąciła coś o życiu w Niemczech i na obcych krajach. Tak przeszła chwila do wieczerzy, którą zwykle jadano w wielkiej sali pierwszej, bo co było przedniejszego u dworu, z państwem prosty ich stół dzieliło.
Wyszła wojewodzina z mężem, zaproszono proboszcza. Nakryty był stół na osób przeszło dwadzieścia. Wszyscy już szeregiem stojąc oczekiwali na państwo.
Po jednej stronie nieliczny fraucymer wojewodzinej z panią starszą na czele, po drugiej mężczyźni, wedle wieku i obowiązków do szarego ustawieni końca. Tu stał podstarości i kilku siwych, a na ostatku młodzież szlachecka, która przy kancelaryi służyła. Dworzanie zajęli miejsca za krzesłami państwa.
Misy już cynowe, bo na powszedni dzień innych nie używano, stały na stole. Większa część dworu łyżki zapaszne miała z sobą, tylko województwu obojgu i kilku osobom przygotowano je na tuwalniach przy talerzach. Noże też nosili wówczas wszyscy, a widelce, tylko co były z Włoch sprowadzone, rozpowszechniać się zaczęły i w powszechnem nie były użyciu. Podano miednik i nalewki z wodą, a tuwalnie do rąk otarcia; ale wprzód jeszcze ksiądz stół pobłogosławił.