Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/133

Ta strona została uwierzytelniona.

należał. Spojrzawszy z uśmiechem na Janusza, którego bardzo lubił, poszedł pan pisarz do ręki bratowej, wyściskał wojewodę, a potem wojewodzica ująwszy w pół rękami silnemi, niemal go od ziemi podniósł, aby mu lepiej spojrzeć w oczy.
— Kiedyżeś to, ty pątniku mój, z peregrynacyi swej powrócił? — zawołał, żeśmy o tobie nawet nie słyszeli.
— Przed godziną — odezwał się Janusz...
— To chyba! siadając podle niego począł pan pisarz. — Powinienem też to był poznać po uśmiechniętej twarzy wojewodzinej JMości i wczas się widzę przedstawiłem tu, przeczuciem jakiemś, aby też waści powitać.
— Bardzo wczas — wtrącił wojewoda poważnie, — jeśli pan brat chciałeś go widzieć i pobłogosławić, bo mu tu długo popasać nie dam.
Wszyscy spojrzeli zdziwieni wielce na wojewodę, i znać się to na twarzach malowało, gdyż ojciec dodał zaraz:
— Tak ci jest, jako mówię.
— Ledwieście go doczekali! — zawołał pisarz.
Matka blada w talerz patrzała.
— I właśnie przeto, że się przypóźnił, to mu tu popasać już nie można. Ustąpiłem radom ludzkim iżem go słał za granice; muszę