Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/138

Ta strona została uwierzytelniona.

W milczeniu przebiegł Janusz stare a czarne wschody wiodące na piętro i wszedł do izb przeznaczonych, w których już pościel zastał zasłaną, a Jóźka na stołku u progu, przybitego tą niedolą.
Surowość ojcowska, co złamać miała Janusza, podniosła go — rzekł sobie w duchu, iż ją zniesie, ale się nie ugnie. Dopóki żal mu było rodzica, pokornym się czuł wobec niego; w tej chwili tryumfującemu już do zbytku nad jego słabością — postanowił się oprzeć. Nie było mowy o buncie przeciwko władzy, ale o wytrwaniu biernem na duchu.
Rzucił się jak stał na posłanie. Józiak się zbliżył chcąc coś rzec, ale mu ręką wskazał tylko, by odszedł.
Ze spartańską, umyślną prostotą izby były wyporządzone; sam wojewoda tego dnia rano potajemnie chodził je oglądać. Sprzęt był od siekiery i ledwie to co pierwsze potrzeby zaspokoić mogło. Nad głowami łoża tylko Józiak przybił obrazek, palmę i gromnicę.
Dowiedziawszy się od Dubrowinej, którą panią starszą nazywano, bo nad fraucymerem miała zwierzchność, o naznaczeniu kuny dla syna, wojewodzina załamała ręce, pobladła, ale nie rzekła słowa. Poprosiła ją tylko z cicha, aby jej znać dała, gdy wojewoda odprowadziwszy pana pisarza do swojej sypialni powróci.