Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/143

Ta strona została uwierzytelniona.

Ujrzawszy wchodzącego — stryja, Janusz podniósł się zwolna, zdziwiony, równie jak on, iż go czuwającego zastał.
— Cóżeś to jak przyszły rycerz, nie zrzucając odzieży na czatach noc przebył? — spytał drzwi od pierwszej izby przemykając pan pisarz. — Mnie też sen nie brał, nie wiedziałem co zrobić z sobą, zwlókłem się do waszeci.
Siąść chciał pan pisarz, ale za stołkiem, któryby go bezpiecznie mógł strzymać, napróżno się oglądał — nie było go w mieszkaniu całem, i rozmyśliwszy się przysiadł na posłaniu.
— Coś tu się u was na burzę zabiera — począł usadowiwszy się wygodnie — ojciec na waści krzywo patrzy, a z nim ciężka sprawa. Chciałem go wczoraj wybadać, co na was ma w sercu, ale mi się to nie udało; wojewoda się nie spowiada nigdy, chyba przed księdzem. Musieli cię donieść przed nim, domyślam się więcej niż wiem. Co tam było? — zapytał pisarz — mów mi otwarcie!
Na to pytanie, życzliwe pewnie, lecz natarczywe do zbytku, Janusz, znając stryja, odpowiedzieć nawet nie mógł. Najlepszego serca pan pisarz był gadułą i języka, gdy się raz rozpaplał, utrzymać nie mógł. Wojewodzic więc ruszył ramionami i rzekł: