Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/147

Ta strona została uwierzytelniona.

cielska ograniczenia żadnego, sprzeciwienie się jej, jako płynącej z prawa Bożego, wszyscy zarówno potępiali, do jakiegobykolwiek należeli kościoła.
Nie odbierając odpowiedzi, pisarz zwolna ruszył się z siedzenia i począł wyciągać; wstał i Janusz by go pożegnać.
— Czas mi się przekraść do mojej izby — szepnął pisarz odglądając się, — słyszę że tam się już ludzie na zamku ruszają. Więc zdrów mi bywaj, mój Januszu, a jeśli cię z domu rodzicielskiego bieda wygna, boć wszystko to może być z wojewodą, mój ci za przytułek służyć będzie.
Janusz w rękę go pocałował. Pisarz uścisnął synowca z uczuciem gorącem, na które nieszczęciem wcale rachować nie było można. Kochał on łatwo, ale wyjechawszy za wrota ostygał prędko, a wojewodzic znał go już z dawnych czasów.
Tak się rozstali. W pierwszej izbie już Józiak na pacierzach klęczał; na zamku ruch się poczynał. Pisarz więc, mimo starania ażeby się przekraść napowrót niepostrzeżonym, widziany był w podworcu przez ludzi i donieść się to musiało do wojewody, że synowca odwiedzał. Jakoż w chwilę po powrocie do izby swej doczekał się tam brata.
Nie spytał go wojewoda o nic, ano znać