Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/148

Ta strona została uwierzytelniona.

było, że o wszystkiem wiedział. Chłodny był jak zawsze i surowy. Gdy mu pisarz zapowiedział, że jechać chce zaraz z rana i konie sposobić kazał, nie zatrzymywał go wcale.
— Słuchaj, braciszku — ozwał się w końcu starszy — o jedną cię rzecz obligować będę dla własnego dobra twojego; dla Janusza nie bądź ostrym.
— Zostaw mi to — krótko odparł wojewoda.
— Ojcem jesteś, masz prawa, — mówił pisarz — przecież ich nadużywać się nie godzi. Wiem ja co na sercu masz, papistą jesteś zagorzałym, w synu przeczuwasz nowatora, ale siłą go nie przerobisz.
— W synu? w dziecku mojem — gwałtownie oburzając się zawołał wojewoda — miałbym się kacerza domyślać! Wcale nie! przypuścić tego nie mogę nawet, by dziecię Moniki i moje, prawowiernie wychowane, dlatego że na chwilę między zarażonych wpadło, miało chorobska obrzydliwego dostać! To poprostu być nie może. Dosyć już w rodzinie nieszczęśliwości żeś waćpan indyferentny lub gorzej, boć o herezyę cię nie posądzam, dość tego że panowie Górkowie poszaleli, mój syn...
— Twój syn, wojewodo, rozumniejszym będzie od ciebie — przerwał pisarz śmiejąc się.
Starzec odstąpił krok od brata.