Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/149

Ta strona została uwierzytelniona.

— Żal mi cię, — rzekł, — starszym jesteś odemnie a na podziw płochym. Rzecby można iż sobie z wiary świętej czynisz igraszkę, że cię to zabawia iż się o nią wojna domowa zaweźmie. Opamiętaj się, panie pisarzu. Serce twe znam, dobre jest i szlachetne, ale się ludziom i lada błyskotliwym myślom dajesz wodzić po dziecinnemu. Ażaż ty tego nie widzisz, że my tu na robieżach chrześcijaństwa zgodą i jednością stoimy tylko? że u nas siać domową waśń to kryminał i przepowiednia śmierci — że to matkobójstwo jest!
Pisarz się namarszczył.
— Co ty mi wyrzucasz? — krzyknął — my od kościoła nie odrywamy się, ale Chrystus przekupniów z niego precz gnał i my to czynimy; oczyścić potrzeba kościół.
— Słuchaj, bracie, przecieżby do tego dzieła czystemi też rękami brać się potrzeba — począł wojewoda — wasi doktorowie, teologowie i reformatory, to hałastra chleba chciwa a nie prawdy, blichtr wam w oczy rzucają. Lecz mniejsza o to, duchownych to sprawa, myśmy dzieci kościoła, nie ojcowie, co nam o tem sądzić?
— A od czegoż rozum? — zaburczał rozgniewany pisarz — ale ja się z tobą o to rozpierać nie myślę, zostawmy to na boku; o dziecko mi twe idzie, boć to i moje jakoby