Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/152

Ta strona została uwierzytelniona.

oczów i plotek trzeba było się obronić, wojewoda nie dając nic znać po sobie, odprowadził brata aż do drzwi i stanął, gdy na konia siadał, żegnając go tak, aby nikt się sporu domyśleć nie miał prawa. Pisarz też zachował pozory, i choć w sercu się burzył, pozdrawiając brata uprzejmie ruszył z Rochowa.
Właśnie gdy do bramy dojeżdżał, zaczęto dzwonić na domowe wspólne nabożeństwo. Kapliczka była otwarta. Wojewodzina pragnąc Bogu za powrót syna podziękować, chciała mieć mszę na zamku. Staruszek proboszcz przysłał wikarego. Sygnowano więc w mały dzwonek zawieszony u baszty, a na znak ten co żyło w zamku gromadzić się zaczynało. Ile razy ze mszą świętą kapłan się zjawiał, by w tej kapliczce Św. Wawrzyńca nabożeństwo odprawić, nikt ze dworu od stawienia się na znak dzwonka wolnym nie był.
Janusz, który noc całą spędził bezsennie, zaraz po wyjściu stryja rzucił się na posłanie i twardym snem zdjęty usnął. Później już dzwonka nie słyszał lub słyszeć nie chciał, bo Józiak kilka razy budzić go próbował, wiedząc o obowiązku; wkońcu nie mogąc tego dokazać, sam przynajmniej do kaplicy pośpieszył. Była ona tak mała, iż zaledwie przedniejszych ze dworu i starszyznę objąć mogła. Czeladź i milicya stawała rzędami