Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/158

Ta strona została uwierzytelniona.

Podstarości słysząc to, załamał ręce.
— Panie — począł.
— Milczeć — przerwał ojciec. — Do lochu z nim, rozumiesz. Wy mi za niego odpowiadacie. Rozkazy moje poszanowane być powinny. Sędzią tu jestem i władzcą, i przed Bogiem tylko odpowiadam za to co czynię. — I raz jeszcze powtórzył: — Do lochu z nim!
Janusz nie odzywał się, stał w miejscu jak go zastał ojciec, głowę spuścił, milczał. Podstarości zakrywając sobie oczy, lamentował.
— Odpraw mnie pan, ale ja stróżem dziecka waszego nie będę.
I padł na kolana.
Potrącił go ze wzgardą wojewoda, wyszedł do pierwszej izby i przez okno głosem wielkim burgrabiego zamkowego wołać począł.
Stary klucznik na głos ten co sił po wschodach biedz zaczął. W progu czekał nań coraz straszniejszy gniewem wojewoda i drżącą ręką pokazując mu syna, wołał jakby nieprzytomny:
— Więzień wasz, do lochu z nim, na chleb i na wodę; głową mi zań odpowiesz, rozumiesz.
Stojący dotąd nieruchomie Janusz poruszył się i w milczeniu zbliżył do burgrabiego.
— Prowadź mnie — zawołał.
Nie odwracając się już więcej i poprze-