Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/17

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co tu już malować i pokrywać! — mówił podstarości — nie dla nauki on tu siedzi, nie owe nowinki go tu przykuły, ino dziewka ta, panie Boże odpuść, i to jeszcze niemiecka.
— Nie mógłbym kłamać, gdybym i chciał — odezwał się i Jóźko po namyśle — będę się więc spowiadał jak Bóg przekazał.
Uderzył się w piersi.
— A! bo i mnie tu życie obmierzło. Miłościwy pan nie mówi mi nic, alem ja na wszystko patrzył. Nauka go tu sprowadziła, nauka go tu trzymała, choć ladajaka, a teraz i dzieweczka pewnie nie puszcza.
Podstarości ruszył ramionami.
— A cóż mu to świta, z pozwoleniem, w głowie! mieszczka niemiecka dla syna pana wojewody? Toćby i prosty szlachcic tego nie chciał, wszak ci to chłopiska grube i ród paskudny!!
Józiak się namyślał trzęsąc głową.
— Przebaczcie mi — odezwał się — a no wy ich nie znacie. Prawdą a Bogiem, królewska albo książęca córka nie może piękniej wyglądać jak oto ta chłopka. Gdybyście ją widzieli, zdumielibyście się. Ojciec złotnik cesarski, człek co skrzyniami chowa portugały, a królom pożycza. Jedyna córka, to ją w jedwabnych pieluchach koronkami obszywanych chowali! I wyrosło to jak pieszczony kwiat w doniczce...