Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/19

Ta strona została uwierzytelniona.

pan znaczy, przecie rozumie, iż wojewodzic córki jego nie weźmie. Jakże pobłażać może?
— Co Niemiec rozumie, albo co on wie? — począł chłopak — on się ma za równego z baronami i grafami cesarstwa, boby mu tylko pisnąć i skrzynię otworzyć, aby pargaminu dostać z przywiesistą pieczęcią.
— Albo go to kawał oślej skóry czem lepszem zrobi? — podchwycił podstarości i ramionami ruszył — choćby wreszcie wyszlachcił go cesarz, co nam niemieckie owo świeże szlachectwo, ba nawet i stare!
I począł chodzić po izbie krokami wielkimi.
— Skaranie Boże, nasłanie Pańskie! plaga to dla domu! ale raz z tego wyrwać go potrzeba. Dosyć już wszystkiego zła. Powróci i zapomni.
— A z wiarą jak, z kościołem? — dodał ręce załamawszy. — Tem gorzej pono jeszcze... bo o kobiecie zapomni, a gdy o Bogu nie pamiętał — poratowania niema... Zmysły człek odzyska straciwszy, wiary nie...
Westchnął stary — chłopak znowu spojrzeć nań nie śmiał.
— A gdzież to tu kto wyjdzie cały z tego piekła! — odezwał się po długim przestanku. Alboż to pan miłościwy nie wiesz, co tu za zgorszenie mieszka i jakie nowinki sieją...