Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/193

Ta strona została uwierzytelniona.

Pisarz siadł wygodnie w krześle szerokiem i tak się już do nocy a raczej do wieczerzy zabawiano. Nie potrafił jednak nikt, nawet ów pielgrzym, biednego gospodarza rozchmurzyć, tak go powieść o córce złotnika zgryzła i ponurym uczyniła. Ten jednak zagadkowy podróżny, co się Zarankowi pokąsać nie dał, najwięcej tego wieczora miał miru. Śmiało mówił i patrzał jakby nie w obszarpanej opończy, ale w złotogłowach wszedł na pokoje; miał też pańską minę, nie żebraczą, i pisarz go polubił, tak że go na kilka dni odpoczynku zaprosił.
Pieśni po pieśniach następowały, aż się wreszcie stary pan niemi upoił i ciężkiego frasunku zapomniał.

XI.

Gdy wojewodzina objawiła życzenie, które dla Dubrowiny było rozkazem, iż syna widzieć musi, starsza pani zadrżała cała, myśląc co pocznie i jak tego dokazać potrafi. Nigdy się nie trafiło jeszcze w Rochowie, ażeby sama pani coś bez wiedzy męża chciała uczynić i od ludzi żądała tajemnicy. Całe jej życie jawnem było i posłusznem, pierwszy raz w niem dwa uczucia walczyły z sobą.
Nie wiedziała też użyta za powiernicę