Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/195

Ta strona została uwierzytelniona.

— Litość bierze nad nią! — mówiła ciągle dalej kobieta — bo ją to najwięcej boli, że nawet od przyjazdu syna tak jak nie widziała a sam na sam z nim rozmówić się nie mogła. Możeby było inaczej się to obróciło.
— A cóż na to radzić! — westchnął stary.
Zbliżyła się jejmość i rękę położyła na dłoni namulonej burgrabiego...
— Nie zdradzisz mnie ani pani naszej? — odezwała się — ona nocą chce do więzienia synowskiego wnijść, aby z nim mówić mogła.
Burgrabia pobladł, głowa mu na piersi zwisła, uszy zatknął.
— Nie mówcie — mruknął — nie kuście; a gdyby się wojewoda dowiedział, on co nikogo tu wpuszczać nie kazał!
— Aleć matka!
— Nie mówcie, — powtórzył burgrabia — wiecie, żem i ja i moja rodzina w mocy tego strasznego człowieka. Chcecie li ich zguby?
— Pani współwinną będzie, więc was obroni.
— Niech każe, nie prosi — rzekł burgrabia. — Pana i panią znam tu jako równych. Rozkazanie jej drzwi otworzy.
Dubrowina ucieszyła się odpowiedzią.
— Toście rozumni, — rzekła — i więcej mi nie trzeba. Ku północy przyjdziemy.
— A zginąć przyjdzie — dodał zamyślony