Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/20

Ta strona została uwierzytelniona.

i co się z kościołami stało, a cóż dopiero z ludźmi.
Nie odpowiedział podstarości.
— Wojewoda pisał nie jeden raz, ani dwa, pisała matka — cóż mówił i czynił, gdy listy przyszły?
— Gdy je przywieziono, to zrazu pieczęci rozerwać nie śmiał — rzekł Józiak — a chodził i łzy mu w oczach stawały, jakby ze krwią... i jęczał. Potem gdy je otworzył, jak szalony latał. Cóż po tem? drugiego dnia już, kiedy znowu Niemcy oszwargotali, a ta go ośpiewała i słodkimi wyrazy i uśmiechy ujęła, posprzątał karty i o wszystkiem zapomniał. I było tak za pierwszym razem i następnych. A gdy ostatnie pismo nadeszło, rzekł mi: Pono nam w drogę potrzeba. Ucieszyłem się bardzo, bo mnie to powietrze truje, i skoczyłem do skrzyni pakować, aż mnie strzymał: „Będzie na to czasu dosyć.“ I więcej już o tem nie wspomniał. Chodził znowu jak dawniej, a na mnie spojrzeć nie śmiał, bom mu razy kilka chciał przypomnieć... i nimem począł, usta mi zamknął.
— Oczarowali go, — odezwał się cicho podstarości — kto wie jakie oni znają sztuki i czem człowieka biorą. Mogłożby to być, gdyby nie napój i nie szatańska siła, żeby dziecko naszego pana tak rozum postradało