Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/201

Ta strona została uwierzytelniona.

twą nazwać mogła; przywiązałem się do niej, ona do mnie, dałem jej słowo, że ją poślubię... i słowa mojego dotrzymam.
Usłyszawszy to wyzwanie, jakby piorunem rażona, wojewodzina zamilkła. Cios to był niemal sroższy dla niej nad ten, który już zniosła.
— Janie — odezwała się — ani sobą, ani sercem rozporządzać ci w tym wieku nie przystało. Żona twoja, to matka rodu, to przyszła domu głowa, to córka dla mnie i ojca być musi... i tyś śmiał sam uczynić wybór?
— Ja ją kocham, matko droga! — rzekł Janusz.
— Więcej niż rodziców, niż imię i poczciwość swą? Lecz któż ona jest? kto ona jest?
Januszowi wyrazów zabrakło, ręką zakrył oczy.
— Jest nie wysokiego rodu — odezwał się, — ale szlachectwo ojcu nadał cesarz... i majętności mają wielkie.
— Obca? Niemka? — podchwyciła matka — obca nam, jakże ona być może córką naszą!! Janie! oni cię z rozumu zwiedli. Żal mi cię. To być nigdy nie może! Znasz ojca. Ja cię kocham, lecz i dla mnie za wielkąby była ofiara.
Zakryła oczy i płakała wojewodzina; nie spodziewała się tego nowego spadającego na