Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/202

Ta strona została uwierzytelniona.

nią nieszczęścia. Miała nadzieję nawrócenia dziecięcia — teraz się ono oddalało od niej. Sama odwaga, z jaką syn wyznawał jej obłęd swój, świadczyła o jego gwałtowności. W głowie nieszczęśliwej matki straszne obrazy przyszłości przesuwały się, napełniając ją grozą. Czuła, że traciła syna — i łzy lały się z pod jej powiek a jęk przerwał mowę. Janusz całował ją po rękach.
— Matko moja, uspokój się, — mówił w uniesieniu, — ona będzie najlepszą córką, najpokorniejszą sługą twoją; łagodną jest i dobrą i jak dziecię posłuszną.
— Nie mów mi o niej — przerwała z za łez matka, — mnie i sobie nie krwaw serca. Nieszczęśliwa to godzina, gdyś dom rodzicielski i kraj opuścił rodzinny; gdyś poszedł między obcych szukać tego, co mogłeś zdrowszem znaleźć w domu, nie zatruwając nam i sobie życia. A! jestże mądrość, któraby wartą była cnoty...? Cóż nam po nauce twej, gdyś wrócił chłodnym, ostygłym i obcym tu gdzie gorące serca tęskniły po tobie.
Słysząc wymówki, Janusz zwolna puścił ręce matki.
— Cóż mam powiedzieć na obronę moją, — odezwał się — jeśli ty bez litości potępiasz mnie, ty, matko moja, coś dla mnie była miłosierdziem i miłością a łaską...? Jeśli z twych