Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/203

Ta strona została uwierzytelniona.

ust taki wyrok wychodzi, jakiegoż się mam z ojcowskich spodziewać?
Wstał wojewodzic, odstąpił kroków kilka i oparł się o słup więzienny. Spojrzała nań matka, litość w niej obudził; wstała i rzuciła się ku niemu łkając a ściskając go namiętnie.
— Wszystko, nawet twe serce mi odebrali! — zawołała — jakże ich nie mam nienawidzić i przeklinać!
— Ale ja cię kocham, matko moja — rzekł Janusz, — trzebaż lepszego dowodu nad to, żem ci najdroższą chciał zwierzyć tajemnicę?...
— Gdybyś mnie kochał, poświęciłbyś tę nową miłość dla świętszej a tej, którą Bóg sam serca nasze połączył.
Janusz nie odpowiedział nic, schylił się do jej kolan znowu — płakali. Wojewodzinę ogarniała trwoga i niemal rozpacz, siły ją opuszczały, czuła że już dziecięcia ku sobie nie skłoni... Pochwyciła namiętnie głowę jego i okryła ją pocałunkami. Chwiejącym się krokiem, nie oglądając za siebie, skierowała się ku drzwiom. Janusz szedł za nią.
Czuwający przy progu Wawrzyniec usłyszał kroki i drzwi otworzył szybko. Wojewodzina zwróciła się ku synowi, w milczeniu krzyż zakreśliła nad głową jego i wyszła.
Dubrowina, która czekała na nią, uczuła