Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/205

Ta strona została uwierzytelniona.

tak czuje, iż ruszyć się z łóżka nie może. Posłyszawszy to zbladł starzec i natychmiast poszedł do łoża żony.
Ona starała mu się uśmiechnąć i okazać spokój, jakiego w duszy nie miała. Z łagodnością mówiła z nim, nie wspominając o niczem bolesnem; oczyma tylko zdawała się go błagać za dzieckiem.
Wojewoda też nie mówił o Januszu. Chciał po królewskiego lekarza słać do Knyszyna lub Krakowa. Nie pozwoliła na to wojewodzina.
— Słabą się tylko czuję, to przejdzie samo — odezwała się starając uśmiechać, — nie trwóż się, daj mi tylko spocząć.
Tak zszedł dzień ten smutnie. Kilka razy przychodził dowiadywać się wojewoda, kilkakroć wstać usiłowała chora, aby choć w krześle siąść i panu swemu się okazać już silniejszą; ale za każdym razem mdłości nie dopuściły jej się podźwignąć.
Wieczorne modlitwy odmówiła tak wsparta na poduszkach, otoczona swoim dworem, z obawą wpatrującym się w zmienione pani oblicze. Noc przeszła niespokojnie. Zrana wojewoda znalazł żonę słabszą, lecz spokojniejszą. Zdawało mu się, iż przecierpiawszy pierwsze chwile, zwolna do sił powracać zacznie.
Każdego z tych dni burgrabia stawił się przed wojewodą, który pytał czy rozkazy jego były spełnione, ale nic w nich nie zmienił.