Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/206

Ta strona została uwierzytelniona.

Trzeciego rana, jeszcze przed pobudki godziną, burgrabia blady jak trup zastukał do pańskiej sypialni. Było w tem coś tak niezwyczajnego, iż pan wojewoda, który nie spał, zerwał się w pierwszej chwili zapomniawszy na powagę swoją. Gdy burgrabia wszedł na próg chwiejąc się, padł na kolana i złożył ręce.
— Karz mnie, panie, — lecz, Bóg świadek, jam niewinien!
— Co się stało? — hamując głos zapytał wojewoda.
— Wojewodzic uszedł! — rzekł stłumionym głosem stary.
Na obliczu wojewody odmalował się gniew hamowany.
— Jakim sposobem ujść mógł?
— Okno wyłamane.
Narzuciwszy opończę, która przy łożu leżała, wojewoda, nie mówiąc słowa, wyszedł wskazując Wawrzyńcowi, aby go prowadził. Otworzył stary drzwi lochu. Wygięte kraty, na pół połamane, wisiały jeszcze trzymając się muru. Kilka kamieni, które z góry stoczono, pomogły do wdrapania się ku wązkiemu oknu. Oczywiście ucieczce ktoś z zewnątrz pomagać musiał.
Stary spojrzał tylko, jak zwykle zachowując krew zimną i nie wywnętrzając się przed burgrabią, który w tej chwili myślał tylko czy