Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/21

Ta strona została uwierzytelniona.

i wszystkiego się swojego wyrzekło — aż do Boga!!!
Nie wdawał się już Józiak w rozmowę. Milczenie zapanowało w izdebce, i ciemność była nadeszła. Chłopak się ruszył oprzytomniawszy, jakby mu pilno było do domu.
— Chcesz iść? — spytał podstarości — pamiętajże o tem, iż mnie tu niema i nie było... nie powinien wiedzieć o mnie nic. Wyrwałem się bez wiedzy pana wojewody, ani też jemu powiem ani matce, com tu odkrył. Lepiej by o tem nie wiedzieli... niech i matce inny tę gorycz przyniesie. Nakażą mu powracać pod błogosławieństwem, bo się złego domyślają, albo też je przeczuli. Jam tylko oczyma własnemi widzieć chciał, własnemi uszyma posłyszeć, a czemem się ja struł, nie będę się z nikim dzielił... Wrócę do domu jakbym na Węgry tylko jeździł. Jutro mnie tu nie będzie... Byle świt... w drogę!
Józiak podbiegł do niego...
— A! gdybyście też mnie z sobą zabrać mogli — zawołał niemal ze łkaniem — gdybyście wiedzieli, jak mi tu tęskno, jak smutno tu na tej obczyźnie. Ludzie są, to prawda, ale wcale insi niż nasi, i świat odmienny i powietrze i obyczaj i chleb i woda i język i Pan Bóg nawet... Jabym tu zesechł i umarł...