Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/217

Ta strona została uwierzytelniona.

Siodła i rzędy z ostatniej drogi leżały w izbie, wzięli je na ramiona Józiak i Janusz i zbiegli. Burgrabia nie potrzebował im mówić, gdzie były stajnie i konie.
Tak przyszła do skutku ta ucieczka — i nim dzień się zrobił, Józiak ze swym panem, młodymi rączymi końmi kilka mil lasami zrobili, kierując się ku Zalesiu Rochowskiemu. Nie miał wojewodzic do wyboru innego miejsca, a pan pisarz sam mu z dobrej woli zapewnił u siebie przytułek.
Obawiając się pogoni, przez pół dnia pędzili lasami bez drogi; później potrzeba było wywiedzieć się o kierunek, i Józiak na zwiady ruszył, szukając gościńca, karczemki lub wioski. Zabawiło go to czas nie mały, i dopiero pod wieczór oba razem już znaleźli się na drożynie wiodącej w głąb lasów, która ich do wsi jakiejś doprowadzić miała. Ani jeden ani drugi nie znali dość dobrze okolicy, tak iż zbłądzili zupełnie, noc na łące w ostępie spędzić musieli, i nazajutrz dopiero skierowano ich na drogę ku Zalesiu. Trzeciego dnia około południa znużeni, porozbijawszy konie, ujrzeli przed sobą miasteczko i dwór. Janusz czuł się tu już bezpiecznym.
Szczęściem wielkiem pisarz jeszcze był w domu; gdy mu znać dano, wybiegł przestraszony i zmieszany do synowca.