Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/22

Ta strona została uwierzytelniona.

— A on? — spytał podstarości — jakto! czyż on tego nie czuje?
— Bóg tylko zna serca człowiecze — ozwał się Jóźko — bo są godziny, że i on tęskni i wspomina, i zdaje się jakby mu to dokuczało a sumienie go bolało i swoja ziemia ciągnęła. Ale to trwa godzinę... Młodzież go porwie, pociągnie ta kobieta, i zapomni o wszystkiem.
— Biednyż to biedny! — westchnął podstarości — boć to serce złote!
— A! lepszego na świecie niema! — podchwycił Józiak.
— Bóg widzi, żebym go choć zdaleka rad zobaczył. Siedzę tu już dni kilka i szpieguję go, a nie śmiałem szukać, aby mnie nie poznał. Ino nie wiem, czybym zobaczywszy się wstrzymał, aby do niego nie pobiedz.
— Tylko co nie widać, jak z gospody będzie szedł na wieczerzę do domu, — odezwał się Józiak cicho — bo się teraz u złotnika stołuje, a tam nań pewnie czekać będą. Mógłbym wam kątek znaleźć, z któregobyście go niepostrzeżeni widzieć mogli.
Zawahał się podstarości.
— Pana Wojewody i naszej świętej pani dziecko — rzekł. — Już to dla mnie co najdroższego na świecie mam, poszedłbym pieszo w koniec kraju, aby je widzieć; a no, nie!