Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/221

Ta strona została uwierzytelniona.

mierzeniec, jedyny opiekun w sprawie serca! Nie miał odwagi mówić już nic, tak się uczuł nieszczęśliwym.
Postrzegł to pan pisarz i począł sobie z tego przedrwiwać, co jeszcze Janusza smutniejszym uczyniło. Dozwolił tych żartów czas jakiś, aż wreszcie wstał i za czapkę wziął.
— Kochany stryju — odezwał się — jeśli macie zamiar z domu mnie swego wypędzić, to zaprawdę dobrego dobraliście sposobu: bo choćbym iść miał kędy mnie oczy poniosą, pójdę a nie mogę ścierpieć szyderstwa z tego co szanuję.
Pisarz osłupiał.
— Co tobie? Janciu? w głowie ci się chyba przewraca! Złotnika i jego dziewkę szanujesz więcej niż mnie?
— Panie pisarzu — odparł Janusz, — gdybyście ich poznali, moglibyście dopiero mnie sądzić. Bądźcież wyrozumieli, albo mi każcie iść precz.
Porwał się pisarz go ściskać.
— Niech tam Niemców wszystkich licho porwie, żebyśmy mieli o nich się z sobą wadzić! Dajmy temu pokój, o dziewce nie wspomnę więcej; mamy też gorsze rzeczy na głowie, żebyśmy ją sobie tem psuli!
Janusz więc siadł znowu i tak wieczoru dobili na poważniejszej rozmowie, bo nie małą