Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/222

Ta strona została uwierzytelniona.

troską dla pisarza było przewidywanie tego co się tam w Rochowie stanie.
— Ja w tej niepewności zostać nie mogę — rzekł — bobym się żółcią struł; muszę jechać języka dostać. Ty tu siedź, ani się rusz; ja do wojewody jutro na rozstawnych koniach dobiegnę, zobaczyć co się tam święci.
Wcale się temu nie opierał Janusz, który też rad był jaśniej widzieć swe położenie. Stanęło więc na tem, co postanowił na prędce pan pisarz. Bieganina ta upodobaną mu była i już się część nocy do drogi sposobiono.
Nazajutrz jak świt wyruszył pan pisarz z Zalesia, obiecując się prędko z powrotem, marszałkowi i dworskim zapowiedziawszy, że na swem miejscu synowca zostawuje.
Biegł tak spieszno, iż drugiego dnia przed wieczorem w Rochowie stanął. Nie udał się wszakże wprost na zamek, ale na plebanię.
Tu niewiele się dowiedziawszy, — gdyż staruszek nie bardzo był rad o tem rozprawiać, a pisarza gadatliwości się obawiał — pojechał do brata. Ani przed księdzem, ani przed wojewodą nie miał na myśli przyznawać się zrazu, że Janusz był u niego; chciał nawet spróbować wmówić w brata, iż o niczem nie wie i z Poznania powraca. Zdało mu się to bardzo trafnem i szczęśliwie obmyślanem, ludziom też jadącym z sobą milczenie nakazał.