Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/223

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy przed zamkiem stanął, a wedle zwyczaju wojewoda doń wyszedł z powitaniem, przeraził się pisarz zmienioną twarzą jego: postarzał w kilka dni i chwiał się na nogach. Uścisnąwszy się, słowa nie mówiąc, poszli do sypialni wojewody.
— Do Moniki cię nie prowadzę — odezwał się gospodarz — chora leży.
— Cóż jej jest?
— Nie wiem, — rzekł wojewoda, — i ja się nie lepiej czuję, ale po męsku znosić muszę.
— Cóż się z Januszem dzieje? — zapytał pisarz.
Na to pytanie wejrzeniem odpowiedział zrazu ojciec... drżały mu usta.
— Nie pytaj mnie, proszę.
— Widzę, że tu rzeczy gorzej stoją niż były, ale przecież to dla mnie tajemnicą być nie powinno...
— A możeż to być, aby tajemnicą dotąd było? — podchwycił wojewoda. — W tej chwili już na okół po całem województwie opowiadają sobie ludzie niedolę i srom mój i wstyd rodu naszego. Bogu niech to będzie na chwałę.
— Ale ja nic nie wiem.
Znowu tedy z podziwieniem popatrzał nań wojewoda.
— Nie mam syna — rzekł krótko