Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/225

Ta strona została uwierzytelniona.

odpowiedział wojewoda — nie mogło być inaczej. Dziecka nie mam... Gdyby mi u nóg pełzał ten, co moją rękę, choć karzącą, odepchnął — nie przebaczę.
W chwili pisarza czułość zmieniła się w oburzenie.
— Kat jesteś, nie sędzia — zawołał.
— Nazwij mnie jako chcesz — odezwał się wojewoda i zmożony padł na krzesło.
Krótka ta rozmowa zdawała się wyczerpywać wszystko. Pisarz także na uboczu siadł, ocierając pot z czoła.
— Tak, — mruknął spoglądając na brata, — powinienem się był tego wszystkiego spodziewać i przewidzieć. Byłeś całe życie żelaznym i nie staniesz się już innym. Zatrułeś sobie szczęście i drugim.
— Mów i znęcaj się — zawołał wojewoda, — zniosę od ciebie wszystko; ty, jak ja, innym pono nie będziesz, tylko takim jakim byłeś: miękkim dla siebie i dla ludzi, dla obojga szkodliwym. Nasze drogi zawsze były różne.
Lękając się go rozjątrzać więcej, pisarz zamilkł na długo; myślał co począć.
— Wszystko poszło z tego — rzekł — że synowi swobody wiary dać nie chcesz.
— Swobody zguby duszy! — przerwał wojewoda.