Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/23

Ta strona została uwierzytelniona.

nie trzeba się zdradzić... Na nic się to nie przyda... Nie pójdę, bobym nie strzymał... Idź ty — dokończył żegnając chłopaka — idź, przybędą listy, czyń co możesz, choćbyś się mu naraził, aby co rychlej doma wracał.
— A cóż ja mogę! — spytał Józiak...
— Do serca mu przemówić z pokorą. Choć od sługi przyjmie dobre słowo, a tu go od nikogo nie posłyszy. Przecież go Niemcy strzymywać dłużej nie mogą... i ma rozum. Niech jedzie, niech powraca. Gdy odetchnie naszem powietrzem, wszystko się to jak mgła rozwieje.
Chłopak westchnął... i dodał tylko po cichu — Amen.
Podstarości w głowę go pocałował i palec na ustach położył.
— Ale — milczeć! Józiak! żebyś mi się nie wygadał, żem ja go tu szpiegować przybył. Wszakci nie ze złego serca, ale z miłości, jaką dla nich wszyscy mamy. Własnego dziecięcia takbym nie strzegł i nie kochał jak jego.
Machnął ręką w powietrzu.
— Niech nas Bóg od nieszczęścia uchowa. Idź, Józiak, idź... żeby się nie postrzegł, że cię niema, i nie domyślał się czego.
Chłopak jeszcze raz w rękę go pocałował i pobiegł do drzwi, któremi wysunąwszy się, przemknął przez sień ciemną i pośpieszył