Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/230

Ta strona została uwierzytelniona.

dlań tak straszny, gdyby nie przypomnienie owej córki złotnika i pokumania się z mieszczany, które Rochitę oburzało.
— Trzeba mu to z głowy wybić — rzekł do siebie — młodość, szał; mógł się zadurzyć dla dziewczyny, ale żeby mi Niemkę miał wprowadzić do domu!! Nigdy ja na to, ani ojciec, ani matka, choćby go kochała najmocniej, nie pozwoli. Niechaj lepiej ród wygaśnie, niżby miał sparszywieć!
Z temi myślami jechał pisarz do domu ociągając się, bo wiedział, że Januszowi odbierając nadzieję pojednania — a sprzeciwić się będąc zmuszony jego niemieckiej fantazyi, jak ją zwał — wiele do czynienia z nim mieć musi. Wszelka walka, zwłaszcza zanosząca się na długą, była mu nieznośną; zmęczył się więc samem przewidywaniem co go czeka.
Tak dobił się do Zalesia i wprost do sypialni poszedł, nie spiesząc widzieć się z synowcem. Janusz też, nic sobie z tego nie wróżąc dobrego, czekał aż go pozwą.
Spotkali się u wieczerzy i uścisnęli milczący. Janusz spojrzał na stryja; twarz świadczyła, że nie było o co pytać. Siedli milczący. Pątnik tylko, którego zatrzymano w Zalesiu, różnemi opowiadaniami ich rozrywał. Uwalniało to pana pisarza od zabawiania gości, czemu rad był. Jadł tylko i wzdychał.