Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/234

Ta strona została uwierzytelniona.

sam się zamknąwszy, gotował i robił; a było tego więcej niż jeden człowiek znieść mógł, wedle zwyczaju ówczesnych medyków, lekarstw mnóstwo, przepisów i najosobliwszych ingredyencyi. Niektóre z nich bardzo kosztowne na wagę złota i dyamentów się płaciły. Więc kąpiele, zioła, plastry, napoje, noszenie rozmaitych talizmanów i kamieni, które chorobę wsiąkać miały, poleciwszy, obdarzony sowicie, trzeciego dnia Włoch odjechał, zaręczając, że będzie wojewodzina zdrową, jeśli pójdzie za jego radą.
Dubrowina nie odstępując od łoża pani, pilnie strzegła przepisów i leki dawała, chociaż skutkiem ich było tylko pogorszenie stanu chorej. Z anielską cierpliwością brała co jej kazano wojewodzina, uśmiechała się, modliła i ze złożonemi jak do modlitwy rękami siedząc w łóżku, jak dziecię posłuszne spełniała wolę swej sługi.
Po dniach kilku stan się widocznie pogorszył, wszystkie środki zdawały się wyczerpane, osłabienie rosło w oczach, przerażająco. Sen odbiegł nawet chorą, która dniami niekiedy się zdrzemnęła, a po nocach powiek zawrzeć nie mogła. Jeśli usnęła na chwilę, przebudzenie było straszne, z trwogą i okrzykiem. Tak jednej nocy, gdy Dubrowina siedząc skryta płakała, zawołała ją wojewodzina ku sobie.