Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/239

Ta strona została uwierzytelniona.

Krzyk, który wydała sługa, chcąc opadającą podtrzymać głowę, gdy ją już zimną poczuła, oznajmił wojewodzie o nieszczęściu jego; klęcząc przy łożu płakać zaczął i tak przy niem pozostał na długo.
Nie rychło nadszedł podstarości i ująwszy go za ręce odprowadził niemego, bezprzytomnego, do izby. Stał się w całym dworze lament wielki. Zabrakło tu tego cichego anioła pocieszyciela, który był dla wszystkich opiekunem, co słowem, czynem, ofiarą siał wkoło siebie dobrodziejstwa. Co żyło zbiegło się otaczając zamek z płaczem i zawodzeniem. W miasteczku ozwały się dzwony. Rochów oblókł się żałobą.
Dopiero nad wieczór, gdy już ciało złożone było w sali a duchowieństwo rozpoczęło modlitwy, gdy biała twarz uśpionego anioła, otoczona kwiatami i zielenią spoczęła na ostatniej swej pościeli — wojewoda oprzytomniawszy wstał, i jakby gwałtem a siłą przywołał się sam do spełnienia obowiązku.
Począł rozporządzać wszystkiem... Pogrzeb odroczony być musiał, chciał go bowiem mieć wojewoda wspaniałym i ludnym. W kancelaryi pisano listy, sposobiono licznych posłańców. Na spisie jednak, który drżącą ręką sam wojewoda ułożył, nie było Zalesia, ani imienia brata. Nikt nie śmiał ani spytać o to opuszczenie, ani go poprawiać.