Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/242

Ta strona została uwierzytelniona.

zamkowi. Pogrzeb zgromadził tu z okolicy niemal wszystką szlachtę i całe gromady ze wsi do Rochowa należących. Pełne były podwórce, pełen zamek i przez ścisk przejść nie było można.
Poznano wszakże Janusza i tłumy te rozstępować się przed nim zaczęły. Oczyma ciekawemi mierzono go, i ludzie, ledwie mu z drogi uszedłszy, biegli za nim ciekawi co się stać miało.
Ciało stało jeszcze w trumnie w kaplicy św. Wawrzyńca, w tej samej, do której Janusz nie poszedł się modlić ze zmarłą matką. Przybywał tu teraz u jej zwłok rozpocząć pokutę.
Z boku, przy klęczniku, z twarzą bladą, z dłońmi ściśniętemi klęczał wojewoda.
Gdy Janusz wszedł i padł na kolana przy trumnie, wszystkich oczy obróciły się mimowolnie na starca, ale nikt rozpoznać nie umiał, czy widział i poznał syna. Pozostał tak jak był na pół martwym, nieporuszonym, i nie drgnęła żadna żyłka surowej jego twarzy.
Janusz klęczał odsłoniony, bo dwór i goście żałobni rozstąpili się szeroko; nie mógł nie postrzedz go ojciec — lecz nie widział.
Tak samo stojącego trochę dalej brata zdały się oczy jego nie poznawać. Modlił się.
Mrok już padał, gdy straszna ta scena niema skończyła się. Duchowieństwo odśpiewało wigilie, przeznaczeni do tego dworzanie