Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/244

Ta strona została uwierzytelniona.

Posłuszny, złamany bolem wojewodzic, widząc zbliżającego się ojca, pochylił się i przyklęknął.
Starzec zatrzymał się jakby chciał okazać, że widział i wiedział o nim. Spojrzał groźno na obu i wolnym, poważnym krokiem, słowa nie wymówiwszy, wyszedł.
Upokorzony i złamany wstał Janusz. Pisarz buchnął gniewem, pochwycił synowca za rękę i tak przedzierając się przez tłum, dostali się do progu. Oba poszli noc spędzić w gospodzie. Na probostwie duchownych było tylu, że się tam nawet dla pozdrowienia staruszka dostać nie było podobna. Wiedział on o Januszu, od zakrystyi postrzegł scenę pogrzebową i chodził smutny.
Pomiędzy szlachtą szemrano, nie na wojewodę, bo tego nawykli wszyscy uważać za niepokalanego człowieka, — odzywano się z przekąsami o pisarzu i wojewodzicu.
We dworze wieść o przybyciu Janusza poruszyła też wszystkich, spodziewano się pojednania, cieszyli się ludzie zawczasu, lecz wieczór wszelką odebrał im nadzieję.
Późno w noc do drzwi izby, w której Janusz ze stryjem się mieścili, bo ciasnota była wielka w miasteczku i zamek cały zajęty, — przyszedł pokryjomu podstarości, przysunęła