Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/245

Ta strona została uwierzytelniona.

się Dubrowina. Oboje nieśli pociechę dziecku pańskiemu i łzy swoje.
Podstarościego pochwycił zaraz pisarz, nie mogąc jeszcze z gniewu ochłonąć.
— Nawet mnie na pogrzeb nie wezwał, — wołał pisarz, — nawet mi nie dał znać. A widzieliście, jakie na mnie i na syna w kościele oczy zrobił? Tego człowieka już nic nie zmoże, kiedy go i śmierć żony nie złamała.
Podstarości mruczał, zaklinając aby głośno tak nie wyrzekał, bo ludzie podsłuchać mogli...
— Widziałeś go pewnie po eksportacyi — wołał pisarz, — wszak waćpan masz tu dozór nad wszystkiem, więc ani spytał, ani wspomniał o mnie...
Podstarości zmilczał.
W istocie wojewoda nie dał znać nawet po sobie, że o nich wiedział.
Od Dubrowinej Janusz dostał wiadomość, iż proboszcz miał doń słowa ostatnie od matki.
— Na krótko przed zgonem, — ozwała się płacząc, — słyszałam sama jak pana prosiła nieboszczka za wami, ale jej nic nie odpowiedział, nie przyrzekł nic.
Nie było więc najmniejszej nadziei skruszenia starca. Janusz czuł, iż te węzły święte zostały zerwane śmiercią matki — na zawsze. Przejęty uczuciem dziwnem osierocenia nagłego,