Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/248

Ta strona została uwierzytelniona.

spoczynek, pojedziemy do Zalesia nazad. Jeśli myślał, że go pójdziemy modlić o przebaczenie przy świadkach, aby miał satysfakcyę odprawić nas precz, to się omylił. Noga tam już moja nie postanie, — powtórzył — i bądź mi księżuniu zdrów.
To rzekłszy, wyszedł tryumfalnie z plebanii; ale buchał z niego gniew i to upokorzenie, jakiego doznał wobec całego sąsiedztwa. Mnodzy goście widzieli go zmieszanego z tłumem, jakby obcego bratu i nawet dobrem słowem nie powitanego, zmuszonego szukać w gospodzie przytułku. Nikt z tych co otaczali wojewodę, nie przyszedł go pozdrowić nawet, a byli tam krewni i powinowaci. Wszyscy więc brali stronę wojewody i nikt nawet litości mu nie okazał.
Sprawa Janusza nie obchodziła go może teraz tak mocno jak obraza własna. Wołać więc począł o konie, aby co rychlej Rochów nieszczęśliwy opuścić.
Dopiero na samem wyjezdnem zjawił się kasztelan Jeremi, który pisarza chciał widzieć, a ciekaw był się coś więcej od niego i Janusza dowiedzieć.
Zimno go przyjął krewniak.
— Jam to wszystko, spotkawszy na drodze pod Krakowem wojewodzica, przewidział; dla