Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/25

Ta strona została uwierzytelniona.

żywą rozmowę słychać było zbliżającą się od rynku.
Dźwięczny głos młodzieńczy brzmiał jakby pieśnią życia — czuć było, że płynął z piersi pełnej dziewiczego szczęścia młodości.
Józiak bacznie ucha nadstawiał. Szli powoli, stawali czasami i rozmowa nie tajona, wesołymi przerywana wybuchami, dolatywała do chłopaka, jakby dlań była przeznaczoną.
Z pierwszego piętra kamienicy, przez otwarte okno, padał pas górnego światła daleko w ulicę. Gdy nadchodzący stanęli w niem, obu ich rozpoznać było można wyraźnie. Przodem szedł pięknego wzrostu młody mężczyzna, z promieniejącą wdziękiem twarzą, z cudzoziemska ubrany. Niemcy, wśród których często się ten strój ukazywał, nawykli już doń byli, Węgra tylko od Polaka nie bardzo mogli rozróżnić. Czarny aksamitny kontusik i pod nim z tureckiej materyi żupan pstry jedwabny, takimże pasem ujęty, składał całe jego ubranie; a było mu w niem dziwnie do twarzy. Na głowie miał czapeczkę z piórkiem czaplem, na bok z fantazyą włożoną, a lewą ręką spierał się na bogato oprawnej krzywej szabli. Czerwone buty kurdybanowe na wysokich obcasach piękny kształt nogi uwydatniały. A nie tylko stopy same, lecz ręce i całą postać miał jakby utoczoną, a idąc, choć o tem nie wie-