Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/257

Ta strona została uwierzytelniona.

przysuwał jadło, podawał kubek, szeptał coś do ucha, — dziewczę ze wstrętem hamowanym cofało się, czerwieniło, płakało, a im więcej około niej zabiegał, zdawało się nieszczęśliwszem.
Tilius, siedzący za stołem, spoglądał na tę parę zdziwiony i zafrasowany. Oprócz niego, gospodarza i starego mieszczanina z córką, znajdował się jeszcze ksiądz przejeżdżający, eks-franciszkanin, który pododno w swem życiu, do czego się sam przyznawał, był już i żołnierzem i rolnikiem i kupcem, a nigdzie jakoś miejsca zagrzać nie mogąc, poczynał teraz nowej wiary próbować, dla kawałka chleba. Człek był chudy, wysoki, wejrzenia bystrego, ruchów zręcznych, bywalec i jak wielu jemu podobnych, na pozór zdolny do wszystkiego, w istocie na nic nieprzydatny. Przybywszy tu przed godziną, i wprosiwszy się na nowy przytułek, bo się lękał pogoni, dniem wprzódy z niedalekiego umknąwszy klasztoru, miał jeszcze mniszą suknię na sobie. Napiwszy się i najadłszy siedział teraz pod piecem skromnie i drzemał. Kiedy niekiedy przebudzony, z wielką umiejętnością przypochlebienia się wtórował Zarankowi, akomodował mu się zręcznie, a po chwili znowu sparty na łokciu drzemać zaczynał.
Otoczenie, w jakiem się gospodarz znaj-