Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/261

Ta strona została uwierzytelniona.

obcesowo wpadła na pokarm dla kogo innego przygotowany i zdawała się chcieć posprzątać wszystko co Bóg dał.
— A skądże to przybywacie? — spytał Zaranek przerywając ogólne milczenie.
— Z Wilna, ojcze wielebny — wzdychając odparł eks-dominikan — dobrze żem z duszą uszedł z przeklętego konwentu. Muszę co najdalej od niego się ukryć, bo mnie gotowi przemocą wziąć. Mieli mnie kochani bracia od dawna na oku, o małom się nie dostał do karceresu, a byliby nieochybnie zamurowali na całe życie. Domyślali się już czegoś i pilnowali mnie, przełożony czyhał na mą zgubę. Szczęściem w porę potrafiłem skarbonkę otworzyć i w wiatyk się na wędrówkę zaopatrzyć. Siostra Felicyanna czekała już na mnie i uszliśmy nocą do przyjaciela, Tatara, a z jego pomocą udało się dalej w świat puścić i wyswobodzić z niewoli. Całą zgraję za mną wysłali. Teraz się ich już nie lękam, a gdyby dla świętej prawdy i cierpieć przyszło — dodał łykając łapczywie — ja na wszystko jestem gotów!!
W tem drzwi się otwarły i nowa postać pokazała się w progu. Był to mężczyzna surowej twarzy, wychudłej, z długimi rozrzuconymi włosami posiwiałymi, z kijem w ręku, odziany ubogo, niemal bosy, bo nogi miał