Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/264

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaranek — co pan tu dokazywać myślisz! Cóżeś to pan tu tak zdrożnego znalazł? Alboż to duchownemu grzesznego ciała posilić się nie godzi, lub w dobrem towarzystwie rozerwać?? Toć nie fanatycy jesteśmy, byśmy doskonałość chrześcijańską na głodzie fundowali i chorobie, aleśmy ludzie nowej wiary.
Z pogodą ostygły spojrzał nań Szałaj.
— Jak ty śmiesz — rzekł, — o wierze mówić, ty, który żadnej nie masz! Z twoich paskudnych ust najświętsza prawda wyszłaby obrukaną. Milcz przynajmiej przedemną! Znamże cię. O nowej wierze śmiesz rozprawiać! ty! ale i ja szukam wiary czystej i nowej się trzymam... ale nie waszej co Beliala i brzuch czcicie. Wy to czynicie, że się nami ludzie brzydzą, jako pogany, i żeśmy w pogardzie i prześladowaniu a gnani jako psy, za waszą sromotę i grzechy!... Wasze to apostolstwo sprawę świętą gubi.
Ręce znowu łamał i patrzał po otaczających.
— Panie Szałaj, — odezwał się cicho i łagodnie Zaranek, jakby obelg nie rozumiał czy nie słyszał. — Człowiek może zgrzeszyć w życiu, ale się i poprawić! Co to tam stare jakieś wywlekać pogadanki! No, młodość, szaleństwo zwykle, z kimże to inaczej bywało? Teraz się człowiek skruszył i chce kościołowi prawdziwemu służyć.