Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/265

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie bluźnij! — kijem stukając w podłogę krzyknął Szałaj — nie bluźnij! Ludzie co prawdę szukają, inaczej żyją, inczej mówią i czynią, a do pary z tobą stanąć nie zechce nikt, ani się o ciebie otrzeć, czuć krew od ciebie! Jak ty się śmiesz zwać uczniem i sługą nowego kościoła! Ty! Dla ciebie nowa wiara, to rozpusta; a nowa prawda, to bezkarność.
Eks-dominikan zaciąwszy usta słuchał nie wiedząc co począć z sobą, eks-franciszkan wcisnął się w kąt ciemny, siostra Felicyanna rozpłakała się, a narzeczona Zaranka krzyknąwszy, gdy posłyszała o krwi, targała ojca za rękaw błagając go ażeby z nią wychodził. Stało się zamięszanie, któremu końca nie umiał położyć Zaranek, bo widocznie głowę stracił, wyglądał snać ażeby Szałaj wyszedł, a dopieroby się mógł wytłómaczyć. Ale starzec nasycać się zdawał tym niepokojem przytomnych, ruszyć się nie myślał wcale, a tymczasem przez drzwi stojące za nim otworem wszedł nowy, najniespodziewańszy z gości, — pan pisarz, prowadzący za sobą Janusza.
Jechali oba około probostwa, z polowania powracając, a ujrzawszy w oknach jego rzęsiste światło, pisarz zapragnął zobaczyć co się u nowego księdza dzieje o tej porze. Zsiadł