Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/266

Ta strona została uwierzytelniona.

więc z konia i trafił właśnie na chwilę, gdy Szałaj smagając Zaranka stał w pośrodku izby.
Zdumiony wielce i tą postacią i zgromadzonem tu towarzystwem, pisarz zatrzymał się w progu i patrzał. Zaranek obawiając się niekorzystnego wrażenia na kollatorze, chcąc je uprzedzić, przecisnął się co żywiej do pana pisarza i szepnął mu w ucho:
— Fanatyk! Szalony!
Szałaj, odwróciwszy się, patrzał z uwagą na pana pisarza.
— Kto ty jesteś? — spytał go.
— Podobnobym ja miał prawo o to raczej waszmości się spytać — z dumą obrażony tą poufałością odparł dziedzic — ja tu na mojej ziemi stoję.
— A ja na Bożej — rzekł Szałaj. — Jeśli chcesz wiedzieć ktom jest, z nazwiskiem się nie taję, czyste ono jest: Jakób Szałaj, sługa Boży, szukający prawdy.
— Znalazłeś ją już waszmość, panie Jakóbie Szałaju, sługo Boży? — z przekąsem ozwał się pisarz.
— Nie szydź ze mnie, ty wielki panie dumny — odezwał się Szałaj — jam od ciebie większym panem, bo bosy i głodny nic nie pragnę tylko światła z góry i łaski Bożej. Miasto śmiać się i urągać, poraby była płakać nad światem, nad wami, nad obłąkanymi