Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powrót do gniazda.pdf/267

Ta strona została uwierzytelniona.

i niegodziwcami! Wy się po pańsku ze wszystkiego urągacie, a na stróżów prawdy stawiacie oto takich Zaranków, co jej nie w studni, ale w dzbanach szukają.
Ręką wskazał na stół i splunął.
— Panem jesteś — dodał — a cóżeś to uczynił dobrego oddając kościół człowiekowi, któremuby chleba nie można dać pilnować! Jać go znam! Śmiecie obrzydliwe jest, a widzicie go zamiast nad biblią z dzieweczką i flaszką, apostoła. To u was taką tu ewangelię opowiadają? chyba w imię lucypera.
Pisarz zagryzł usta, koso i złośliwie spojrzał na zmięszanego Zaranka, ale ręką dał znak Szałajowi aby zamilkł.
Stojący za nim Janusz przesunął się do Tiliusa, rozpytując go po cichu; ale Niemiec nie rozumiał o co szło, nie wiedział co się stało, a w przybylcu szalonego odgadywał.
— Wasza miłość darujesz mi, że ja w mej obronie odezwać się muszę, — odezwał się jąkając Zaranek. — Cóż tu tak strasznego pan Szałaj znalazł? Toć narzeczona moja z ojcem swym, a to nowo nawrócony kapłan szanowny (wskazał na eks-definitora), który tu przybył żądając ślubu z zakonnicą, dla przykładu. Toć przecie miłości waszej powinnoby być przyjemnem, że się to miejsce tak sławi, a nowa wiara czynnie krzewi, że tu ludzie płyną,